Ludzie na Ukrainie zbliżają się do Boga (WYWIAD)
O. Jacek Gniadek SVD, dyrektor Centrum Migranta Fu Shenfu rozmawia z s. Martą Marią Przywarą SSpS, przełożoną wspólnoty Sióstr Ducha Świętego na Ukrainie. Kolejna pomoc charytatywna pochodząca od wspólnoty katolików wietnamskich ze Stanów Zjednoczonych została przekazana potrzebującym w objętej wojną Ukrainie za pośrednictwem sióstr misyjnych z Rodziny Arnoldowej.
Jacek Gniadek SVD: Jaka jest w tej chwili sytuacja na Ukrainie?
Marta Maria Przywara SSpS: Mieliśmy miesiąc przerwy od alarmów bombowych. Coś wyjątkowego, ponieważ ciągle były i nigdy nie było wiadomo, gdzie rakieta może upaść. W Ukrainie tak naprawdę nie ma bezpiecznego miejsca.
A jak jest w Kijowie?
Wczoraj byłam w stolicy, do której z Boryspola mamy 15 km. Widziałam ludzi, którzy pracują, jeżdżą, spacerują i starają się, na ile to jest możliwe, normalnie funkcjonować. Przy głównej drodze, niedaleko dworca kolejowego, widziałam duży blok i dom naprzeciw. Zniszczone w dużym stopniu. Kilkanaście spalonych pięter. Jadąc jedną z głównych ulic w pobliżu uniwersytetu, jedna z sióstr pokazała nam miejsce na asfalcie, gdzie dwa miesiące temu zginęła lekarka, która jechała do pracy. Kilka minut wcześniej odwiozła swoje dziecko do przedszkola. Dziecko pozostało całkowicie osierocone, ponieważ wcześniej na wojnie zginął jego tato.
Wojna zmieniła z pewnością charakter Waszej pracy?
Na Ukrainie jesteśmy od ponad 30 lat. Rozpoczęłyśmy w Wierzbowcu, gdzie od samego początku, we współpracy z misjonarzami werbistami, organizujemy letni wypoczynek dla dzieci i młodzieży. Prowadzimy tam także rekolekcje lectio divina dla dorosłych. Obecnie mamy na Ukrainie cztery wspólnoty. Przed wojną naszą główną posługą była katecheza. Jedna z sióstr pracuje w Kijowie jako promotorka Radia Maryja, inna jest psychologiem i ma także zajęcia w seminarium. W Boryspolu mamy przedszkole, które pięknie się rozwijało. Dzięki niemu nawiązałyśmy dobre relacje z wieloma ludźmi z poza naszej parafii, z prawosławnymi i protestantami. Niestety, od początku wojny przedszkole jest zamknięte, ponieważ nie mamy schronu, który jest wymagany, by w czasie alarmu schronić się z dziećmi. Mamy pragnienie, by otworzyć je od września, ponieważ ludzie o to proszą. Ufamy, że sytuacja na to pozwoli.
Od 24 lutego gdy rozpoczęła się wojna w całym kraju, wszystkie jesteśmy zaangażowane w pomoc tym, których ona dotknęła. To są żołnierze, to są uchodźcy. W Wierzbowcu przez budynki parafialne i nasz dom przewinęło się około 50 osób. Jedni na kilka dni, inni na kilka tygodni, niektórzy na cały rok.
S. Marta Maria Przywara SSpS rozdziela pomoc okolicznym mieszkańcom (fot. Archiwum SSpS)
W Wierzbowcu jest werbistowska parafia?
Tak, proboszczem jest o. Wojciech Żółty SVD. To tu przychodziła pomoc humanitarna zorganizowana przez bpa Jerzego Mazura SVD za pośrednictwem Caritas Diecezji Ełckiej. Jako siostry pomagałyśmy o. Wojciechowi w rozdzielaniu tych darów.
Wierzbowiec i Kijów są daleko od frontu.
Tak, ale jeździmy też na linię frontu. Dwukrotnie byłam w Zaporożu, gdzie dowozimy żołnierzom paczki. Z o. Oleksandrem Litwiniuk, franciszkaninem, pojechaliśmy także z pomocą do miejscowości Kamiana Jarucha, która znajduje się w pobliżu Charkowa. Dary przywiózł o. Maciej Ziębiec, redemptorysta. Przyjeżdżał do nas kilkakrotnie z wolontariuszami z Warszawy i z Lublina. Współpracuje on z Joe Peden, wolontariuszem z Anglii, który regularnie organizuje i trzykrotnie osobiście przywiózł pomoc medyczną dla żołnierzy. Dzięki jego ostatniej wizycie, dzisiaj od rana pakujemy i przekazujemy paczki dla wojskowych. Łącznie zakupili oni 17 używanych samochodów, głównie karetki i honkery, które zostały przekazane na front. Większość z nich służy do wywożenia rannych żołnierzy. My również przekazałyśmy na front „Nivę”, używaną wcześniej w Wierzbowcu. Natalia, która od roku służy na froncie jako sanitariuszka, przedwczoraj wysłała nam fotografię tej Nivy, pisząc, że dzięki temu, iż jest ona omodlona siostrami, żołnierze wyszli cało spod ostrzału. Na zdjęciu można zobaczyć ostrzelaną nivę, która jest bez okien.
Ostrzelana Łada Niva (fot. Archiwum SSpS)
Jak wygląda codzienne życie? Jak funkcjonują ludzie w tym niespokojonym czasie?
Teraz dzieci chodzą do szkoły. Wcześniej były to głównie zajęcia on-line. Jest to życie w ciągłym napięciu, ale teraz cieszymy się wiosną. Jest cieplej, jaśniej. Zimą było trudniej, gdyż często nie było prądu, a więc długie wieczory spędzane w ciemności. Ciemne, nieoświetlone ulice. Dużo było wypadków na drogach. Bez prądu wielu ludzi marzło w swoich domach, nie mieli możliwości zrobić sobie nawet gorącej herbaty.
Co mówią ludzie na ulicy? Kiedy skończy się ta wojna?
Każdy chciałby, by już się skończyła. Każdego dnia podawane są straty, jakie ponieśli Rosjanie. Ile? Codziennie ginie ok 600 Rosjan. To, co wiem ze słyszenia, bo czytając codziennie wiadomości, te statystyki pomijam. To też są ludzie i po ludzku jest mi ich żal i modlę się o ich zbawienie. Wiemy, że ginie również dużo ukraińskich żołnierzy. Na cmentarzach widać dużo flag. Nigdy nie są podawane liczby zabitych ukraińskich żołnierzy. Myślę, że służy to dla podtrzymania ducha walki w narodzie ukraińskim.
Co dzieje się teraz na parafii?
Na początku wiele rodzin wielodzietnych wyjechało. Do parafii w Boryspolu większość z nich jeszcze nie wróciła. W związku z tym jest dużo mniej dzieci na katechezie. Niektórzy powoli wracają do swoich domów. Wielu ludzi mówi, że w obliczu zła wojny doświadczyli ludzkiej dobroci, a to przybliżyło ich do Boga. Poznali bliżej Kościół Katolicki, który dla większości ludzi ze wschodniej Ukrainy był zupełnie nieznany. Niektórzy z tych ludzi, którzy byli z nami od początku wojny, dzwonią do nas, mówią, że za nami tęsknią. Te trudne doświadczenia wojny zbliżyły ich do nas, a w ten sposób oni zbliżyli się do Pana Boga.
W Wierzbowcu została tylko jedna rodzina z Zaporożca. Ludzie wracają w rejony Charkowa, które zostały odbite przez armię ukraińską. Zniszczenia są bardzo duże, np. miasto Izium jest zniszczone w 30 procentach.
Aleksander z Iziumu z generatorem prądu podarowanym przez siostry (fot. Archiwum SSpS)
Z Iziumu pochodzi Aleksander, dla którego kupiłyście generator?
Tak. Jego dom i gospodarstwo zostało całkowicie zniszczone. Miałyśmy wcześniej kilka generatorów, które przekazaliśmy potrzebującym. Aleksander czekał. Kiedy zadzwoniłeś do mnie, proponując pomoc potrzebującym, byłam w drodze do Polski. Ucieszyłam się, ponieważ był to nieplanowany wyjazd i miałyśmy wolne miejsce w samochodzie. Zrobiłyśmy zakupy za pieniądze, które za Twoim pośrednictwem przekazali nam katolicy wietnamscy ze Stanów Zjednoczonych. Prócz wielu innych rzeczy kupiłyśmy także mikrofalówkę dla Iry, żony żołnierza z Charkowa. Od początku wojny, przez pół roku mieszkała u nas z synem w Wierzbowcu. Ich mieszkanie w Charkowie, ucierpiało od rakiety już dwukrotnie. W związku z tym, że szkoła w Wierzbowcu jest zamknięta, latem Ira wyjechała z synem w zachodnią część Ukrainy, gdzie syn może chodzić do szkoły. Regularnie pomagamy także jej córce Annie, która wróciła z małym dzieckiem w okolice Charkowa. Z otrzymanych ofiar również dla nich zakupiłyśmy pampersy dla dziecka i środki higieniczne. Regularnie wysyłamy paczki żywnościowe w różne części Ukrainy.
Cieszę się, że zadzwoniłem w odpowiedni momencie.
Ja również. Cieszymy się podwójnie. Z pomocy, którą możemy przekazać potrzebującym oraz z tego, że widząc dobre serca, ludzie zbliżają się do Boga. Niech Pan Bóg hojnie wynagrodzi wszystkim dobrodziejom, którzy są wrażliwi na cierpienie innych ludzi. Doświadczamy tego, że pomoc humanitarna jest coraz mniejsza, a potrzeby stale rosną, dlatego tym bardziej jesteśmy wdzięczne za tę niespodziewaną pomoc. Bóg zapłać!
Chrystos Woskres! – tak witamy się i żegnamy na Ukrainie w obecnym czasie.
Szczęść Boże!
Fotografie: Archiwum SSpS